Piątkowy zachód słońca oglądaliśmy z najlepszą z żon nad Wigrami (koledzy z „trójki nikoniarskiej” nie mogli lub nie chcieli przejechać się ze mną nad Wigry tego dnia). To jednak lekkie nadużycie twierdzić, że oglądaliśmy zachód słońca. Oglądaliśmy spektakularne chmury odbijające się w tafli jeziora, ale samego zachodu nie widzieliśmy, bo schował się za tymi chmurami właśnie. Miałem nadzieję, że słońce się przebije pod tymi chmurami i je podświetli od dołu, ale jak się domyślacie, i jak wiele razy już tego lata było, nic z tego nie wyszło. Brałem co było, bo chmury były ładne i ciekawie się układały w kadrze. Na koniec jak zwykle trochę pomemłałem.
Przed zachodem było ciekawie, liczyliśmy, że sam zachód będzie jeszcze ciekawszy.
I byłby, gdyby chmury (choć ładne) nie zasłoniły słońca o zachodzie.
Na koniec trochę memłania i do domu.
Przedwczoraj odebrałem poczciwe D700 z serwisu. Panowie z serwisu PROTON w Suwałkach spisali się bardzo dobrze, choć musieli się przy tym aparacie namęczyć. Bo trzeba uczciwie przyznać, że ten aparat u mnie lekko nie ma i swoje przeszedł. Wychodzę z założenia, że aparat ma robić zdjęcia, a nie wyglądać ;) A że przez te kilka lat różnych pomysłów fotograficznych miałem wiele, więc wiele musiał dać z siebie również aparat. Na szczęście działa znów jak należy, migawka też jeszcze żyje, mogę realizować swoje pomysły nadal.
Chcąc przetestować aparat po odebraniu z serwisu umówiłem się z Waldkiem i Noką przedwczoraj na popołudniowy wyjazd w plener. Objechaliśmy Wigry, zajrzeliśmy do ulubionych miejsc, sprawdziliśmy też jedno nowe. Niestety podoba przed zachodem zaczęła się poprawiać (bo chmury prawie zniknęły), przez co sam zachód był patelniowy i nie fotografowaliśmy go. Przed zachodem zajrzeliśmy do Rosochatego Rogu i stamtąd właśnie 3 kadry pokazuję poniżej. A w bonusie spotkana sarna i młody lisek.
Żeby temat Wigier skończyć na jakiś czas ;)
W niedzielę sam „musiałem” wybrać się w plener przed zachodem słońca, bo koledzy mieli obowiązki domowe ;) Odwiedziłem jak zwykle kilka ulubionych miejsc, a z braku pomysłu na miejsce na zachód słońca (nie chciałem powtarzać tych samych kadrów) wylądowałem w Bartnym Dole. Niestety zachód jakoś nie powalił, choć przyjemnie się go obserwowało. Przy okazji obserwowałem wodne ptactwo, a w szczególności nurogęś, która pływała po Wigrach ze swoim potomstwem. I na razie chyba zrobię sobie małą przerwę od Wigier, zwłaszcza, że aparat nadal w serwisie, a brak szerokiego kąta nad Wigrami doskwiera mi najbardziej. Widzę też dużo słabszą jakość zdjęć D70 w stosunku do D700.
Jeden telefon, od słowa do słowa i niedługo potem już jedziemy z Waldkiem spontanicznie w plener. Tak nam się wczoraj zachciało znów ruszyć z aparatami z domu przed zachodem. Nie nastawialiśmy się jak zwykle na jakieś super warunki, a raczej na spędzenie czasu w plenerze. Odwiedziliśmy najpierw las jeleniowy, i los nam tym razem sprzyjał, bo na skraju lasu, choć niestety daleko, stało kilka łań. Kilka kadrów i już ich nie było. My ruszyliśmy zatem w stronę Wigier i obserwując co dzieje się na niebie uznaliśmy, że zachód będziemy fotografować „ze słońcem” w Starym Folwarku. I fotograficzny nos nas nie zwiódł, bo schodzące coraz niżej słońce ładniej oświetlało zalegające nad Wigrami chmury. Akurat wczoraj ładne kadry dałoby się zrobić zarówno ze słońcem jak i pod słońce. Chmury zmieniały swój układ co kilka minut, a światło pojawiało się na nich i znikało, kolory również. Niestety nie mam szerokiego obiektywu do DX-a, a fotografować musiałem D70, więc nie zrobiłem moich ulubionych kadrów szerokokątnym obiektywem.
I jako bonus wspomniane jelenie.
Przedwczoraj spontanicznie wybraliśmy się z Waldkiem na zachód słońca. Wolę wschody słońca od zachodów, ale gdy warunki są odpowiednie to chętnie się w plener wybiorę nawet pod koniec dnia. Po niebie przewalały się ładne chmury, a do wyboru mieliśmy dwa miejsca na zdjęcia. Rzut monetą zdecydował, że pojechaliśmy na Piaski. Przy takich warunkach pogodowych Piaski są zwykle dobrym miejscem, ponieważ często nie ma tam fali, gdy na innych częściach Wigier trzeba by „memłać”, żeby uzyskać lustrzane odbicie na wodzie.
I choć o wyborze miejsca zdecydował los, to jednak tego dnia nam sprzyjał. Po dotarciu na miejsce zaatakowały nas setki, a potem to chyba tysiące meszek, ale jednocześnie zastaliśmy taki widok. W zatoce nie było żadnej fali, a w lustrze wody odbijały się piękne dramatyczne chmury. Szybkie rozłożenie sprzętu i zaczynamy fotografować. Zrobiłem kilka kadrów w pewnych odstępach czasu, ale wszystkich nie ma sensu pokazywać, więc tylko dwa.
Po zrobieniu kilka kadrów czekaliśmy, aż zachodzące słońce jeszcze ciekawiej podświetli chmury.
W między czasie walczyliśmy z meszkami i obmyślaliśmy coraz perfidniejsze sposoby jak z nimi walczyć ;)
Niestety słońce schowało się za chmurami i jak się okazało nie zamierzało się już pokazać.
Popróbowałem w swoim stylu jeszcze memłania zanim całkiem poddaliśmy się w walce z meszkami i ewakuowaliśmy się stamtąd.
Mimo wszystko to jeden z fajniejszych zachodów jakie widziałem od dawna na Piaskach. Warto było się tam wybrać tego dnia.
Ostatnie komentarze