Jako tegoroczny prezent urodzinowy dostałem od mojej kochanej żony wyjazd do Rzymu na kilka dni. Oczywiście wspólny wyjazd ;)
Przywiozłem z pobytu w „wiecznym mieście” sporo zdjęć, ale nie ma się co temu dziwić. Rzym jest pięknym miastem z mnóstwem ciekawych miejsc, więc to zupełnie naturalne, że taki niedzielny pstrykacz jak ja zapełnił dwie karty pamięci w ciągu 6 dni ;) Dziś pierwszy wpis z tego wyjazdu, ale przewrotnie nie będą to zabytki a mewy. Jest ich dużo w Rzymie i można spotkać je wszędzie. Potrafią nawet chętnie pozować do zdjęć, zapewne w zamian za jakieś samkowite kąski od turystów. Sam zresztą mam takie wspólne zdjęcie z jedną z mew z poniższego zestawu ;) Są na tyle przyzwyczajone do ludzi, że nie boją się ich wcale. Niektóre ze zdjęć mew robiłem szerokokątnym obiektywem, więc musiałem zbliżyć się do nich na dosłownie kilkanaście centymetrów. A mimo to stały spokojnie i nie zamierzały uciekać. Postaram się, aby kolejne wpisy były bardziej klasyczne i kojarzące się ze stolicą Włoch, ale tymczasem…
Koziołki? Nie, jelenie byki ;) Spotkałem je w dzień dziecka. Pogoda była tego dnia patelniowa, a ja miałem długi weekend. Szkoda więc byłoby nie skorzystać z tego i nie ruszyć w plener. Noka długiego weekendu nie miał, więc łazić po lasach i łąkach musiałem sam. Choć zapewne kolega miał nadzieję, że nie zrobię bez niego żadnych fajnych kadrów, to jednak się udało. Co prawda już straciłem nadzieję, że spotkam tego poranka jakąś zwierzynę. Odwiedziłem kilka miejsc, przesiedziałem sporo czasu na pewnej łące czekając na lisa i koziołka, ale nie wyszły przed obiektyw. Łania z tegorocznym przychówkiem też ominęła mnie wielkim łukiem. Już miałem zbierać się do domu, ale postanowiłem odwiedzić jeszcze jedno miejsce. Wypatrzyłem tam sarnę, która pasła się samotnie w porannym świetle. Postanowiłem zmienić trasę i ją podejść. Udało się, choć dość szybko mnie wyczuła i zwiała. Ale te podchody do kozy spowolniły mnie, co okazało się zbawienne. Kilkadziesiąt metrów dalej zbliżając się do lasu usłyszałem w nim trzask łamanych gałęzi. Szybko ukryłem się za pobliskim drzewem i postanowiłem poczekać na to co się wydarzy. Długo nie czekałem, bo dosłownie kilkadziesiąt sekund później z lasu wynurzyła się jelenia głowa, a za nią następna. Chmara jeleni w ilości 8 sztuk wychodziła z lasu podzielona na grupki. Nie usłyszały mnie przed samym wyjściem z lasu (timing miałem idealny, dzięki spotkanej po drodze kozie – gdybym poszedł tamtędy minutę wcześniej, to bym je spłoszył w lesie), nie czuły mnie, bo miałem dobry wiatr. Kamuflaż też się sprawdził. Niepokoił je jedynie dźwięk migawki, ale nawet on nie przepłoszył ich ze śródleśnej łąki. Przeszły przez nią spokojnie szukając smakołyków w trawie, aż znów zniknęły w lesie. A ja mogłem zadowolony wrócić do auta i pojechać do domu.
W drodze powrotnej spotkała mnie niespodzianka – na torach przy przejeździe kolejowym na Papierni zobaczyłem dzika. Przechodził sobie dostojnie przez nie, mimo, że dochodziła 8 rano. Skręciłem więc w boczną drogę i zdążyłem uwiecznić tego czarnego zwierza zanim zniknął w lesie. To był ciekawy poranek ;)
Koza, dzięki której miałem świetny timing…
…i koziołki? Nie, byki ;)
W bonusie wspomniany dzik na Papierni…
Dziś kadry z fauną z niedzielnego wypadu z Noką w poszukiwaniu zwierza. Prawdę mówić szukaliśmy jeleni, a spotkaliśmy głównie zające. Jelenie wprawdzie spotkaliśmy, ale daleko nawet jak na nasze ogniskowe w obiektywach. Dlatego tylko jeden kadr z nimi i to raczej krajobraz z jeleniami, niż jelenie na tle krajobrazu. Ale za to zające udało się nam spotkać z bliska i w ładnym świetle. Niedosyt po plenerze pozostał, ale to dobrze wróży na kolejne wyjazdy ;)
W bonusie spotkany gdy wygrzewał się w porannym słońcu samiec dzierzby gąsiorka oraz dzięcioł czarny – ten akurat wolał schować się w ciemnym lesie.
U mnie jak zwykle brak chronologii we wpisach. Zaległe leżą odłogiem, „nabierają mocy prawnej” lub dojrzewają do publikacji, a najnowsze wrzucam od razu na bloga. Tak jest i tym razem. I choć oglądałem dziś i fotografowałem wschód słońca w Starym Folwarku (nie był jakiś specjalnie rzucający na kolana, ale kilka kadrów pewnie kiedyś pokażę), to na świeżo wywołałem kilka lodowych kadrów, trochę abstrakcyjnych, ukazujących fakturę lodu i kontrast między topiącym się już lodem a zamarzniętą jeszcze ziemią. Z każdym dniem ta faktura i kolory na lodzie będą się powiększać, co stanowić będzie ciekawy temat do fotograficznych poszukiwań. Do momentu, aż resztek lodu całkiem nie pochłoną wody Wigier…
Można by stwierdzić, że nie tylko kolorowy, ale i walentynkowy, bo dziś podobno walentynki ;) Ale żadnych „sercowych” kadrów dziś nie będzie. Jednak żeby chociaż trochę ten wpis korespondował w datą, to będzie w nim 14 fotografii. Ciąg dalszy moich zabaw makro w zaaranżowanym na szybko kuchennym studiu. Tym razem nie olej na wodzie, a coś bardziej kolorowego i chyba ciekawszego. Kolorów starałem się nie podkręcać, takie wyszły, zwłaszcza po podciągnięciu trochę kontrastu. Zabawa była fajna i sądzę, że ją powtórzę, tylko muszę popracować nad oświetleniem, żeby bardziej spełniało moje oczekiwania. Kadrów zrobiłem mnóstwo, wybrałem tylko 14 do pokazania, choć to zapewne i tak zbyt wiele. Słodycz potrafi zemdlić, ale i ona jest w życiu potrzebna ;)
Ostatnie komentarze