Listopad w tym roku także nie rozpieszcza nas pogodowo (i fotograficznie przy okazji). Choć przyznać trzeba, że bywały już śniegi w listopadzie, więc jak na razie i tak nie mamy na co narzekać. A że zdjęć nie ma jak robić? No cóż, zawsze można wyszaleć się fotograficznie w domu robiąc makro lub jakąś sesję. Mi udało się w jeden listopadowy poranek zrobić kilka kadrów nad Wigrami. Konkretnie fotografowałem w Starym Folwarku i na kładce między Starym Folwarkiem a Cimochowizną. Specjalnie nic nie urwało, ale zawsze miło jest zobaczyć wschód słońca przy takiej kiepskiej aurze jak tegoroczna.
Kilka kadrów z zaporą w Solinie w roli głównej. Wpis z jeziorem Solińskim będzie osobno.
Linia energetyczna odprowadzająca prąd z elektrowni.
Gdy się popatrzy z zapory prosto w dół na lustro jeziora…
I widok na zaporę od strony przeciwnej do jeziora Solińskiego.
Druga część zdjęć z poprzedniej niedzieli. Tym razem pierwsza część „wycieczki”, czyli wizyta w ruinach pałacu Paca i parku pałacowym. Lekko nie było, bo obiektyw odmawiał współpracy, a dodatkowo jakiś ćwok (nie użyję tutaj słów powszechnie uważanych za obelżywe, ale takie poleciały tam na miejscu) zaparkował pomiędzy aleją a ruinami pałacu. Tym samym zepsuł mi całkiem fajny kadr lub dwa. Łotr, kolokwialnie mówiąc.
W poprzednim wpisie pokazałem kilka kadrów z niedzielnej przejażdżki po Suwalszczyźnie, a dziś będzie kilka kadrów z dnia następnego. Jak wspomniałem we wpisie niedzielnym staram się ostatnio wykorzystać każdą słoneczną pogodę do wypadu w plener i tym razem też tak było. Wprawdzie było mało czasu do zachodu i wyjazd był na szybko, ale przejechaliśmy się po SPK-u zanim słońce schowało się za horyzontem.
W ostatnią niedzielę, podobnie jak tydzień wcześniej, znów mnie namówiła małżonka na wyjazd w plener, bo akurat popołudniu wyszło słońce zza chmur. Prawdę mówiąc długo nie musiała mnie namawiać. Ostatnio tak rzadko słońce pokazuje się na Suwalszczyźnie, że staram się wykorzystać każde jego pojawienie się jako okazję do fotografowania. Zrobiliśmy więc sobie małą wycieczkę – najpierw do Dowspudy, żeby przejść się po parku i poszukać jesiennych kolorów na drzewach, a potem na północ Suwalszczyzny, aż do Stańczyk. Same Stańczyki odpuściliśmy, bo było już późno i słońce było już nad horyzontem, a my chcieliśmy jeszcze sprawdzić nową drogę. I rzeczywiście, odkryliśmy nową ciekawą drogę, którą trzeba będzie jeszcze kilka razy w przyszłości przejechać, bo ma potencjał fotograficzny. Poniżej kilka kadrów z tej drugiej części popołudnia, łącznie z kilkoma kadrami nieba o zachodzie słońca. A był ładny tego dnia, nawet ja – miłośnik wschodów słońca – muszę to przyznać ;) Dowspuda będzie w innym wpisie.
Ostatnie komentarze