Nareszcie przyszła zima, i to taka, jaką lubię – śnieżna i mroźna.
Niektórzy wreszcie nie będą mieli problemu, żeby zrobić sobie kalendarz także z zimowymi zdjęciami ;)
W piątek wybraliśmy się z Noką nad Wigry poszukać kadrów o wschodzie słońca.
Trzeba przyznać, że było ciekawie. Ale te zdjęcia pokażę inną razą.
W tym wpisie pokażę dzisiejsze, z Suwalskiego Parku Krajobrazowego.
Liczyliśmy wprawdzie na większe mgły i większą szadź na drzewach, ale nie było źle.
Wprawdzie sam wschód był marny, bo słońce wzeszło za pasem chmur na horyzoncie,
ale zaraz potem wylądowaliśmy w Turtulu, gdzie spędziliśmy sporo czasu, zwłaszcza przy jazie.
Zdjęcia skutego lodem jazu pokażę w którymś z kolejnych wpisów, dziś innego kadry z tego poranka.
Światło o poranku było ciepłe, jak niezimowe, co tym bardziej ciekawie wyszło na zdjęciach.
I jeden backstage od Noki, bo dawno nie było ;)
Wprawdzie za oknem nie ma już śladu po ostatnim ataku zimy na Suwalszczyźnie, ale jeszcze tydzień temu zima panowała u nas na całego.
W niedzielę o poranku w Gulbieniszkach termometr w Nokowej „nieruchomości” pokazał -11 stopni.
Wybraliśmy się z Noką i Waldkiem na poszukiwanie zimowych klimatów do Suwalskiego Parku Krajobrazowego.
Wschód słońca zastał nas w Gulbieniszkach. Choć na niebie nie działo się nic spektakularnego to spędziliśmy tam dłuższą chwilą.
Później pojechaliśmy do Smolnik i nad jezioro Hańczę, ale to już w innym wpisie.
Dziś tylko kadry z samego poranka.
Wybrałem się dziś z Waldkiem przed świtem w plener.
Wschód zapowiadał się, i był, patelniowy, więc Noki nawet nie męczyłem telefonem, bo wiem, że patelniowych poranków nie lubi.
Jednak Waldkowi, podobnie jak mi żadna pogoda jest niestraszna, więc skorzystał z propozycji wyjazdu.
Liczyliśmy na trochę mgły w SPK-u, bo na podsuwalskich łąkach ścieliły się ładnie.
Jednak po dojechaniu do SPK-u zobaczyliśmy tylko jakieś resztki marnych mgieł.
Ruszyliśmy w okolice Rutki – Tartak, tam objechaliśmy znajomą trasę, ale też nic nas fotograficznie nie rzuciło na kolana.
Wróciliśmy do SPK-u, ale w Smolnikach również nic ciekawego fotograficznie nie było widać.
Zrezygnowani zaczęliśmy kierować się w stronę sarnowego lasu, licząc na to, że tam przynajmniej dopisze nam więcej szczęścia.
Szczęście dopisało jeszcze na długo przed sarnowym lasem.
W ciągu kwadransa spotkaliśmy 4 łosie.
Tak już widać bywa, że trzeba kilka lat ich szukać bez skutku, by później spotkać aż 4 jednego poranka, i to nie nad Biebrzą, a w SPK-u.
Najpierw klempa z łoszakiem pasła się na skraju lasu. Gdy próbowaliśmy je podejść odeszły w las. Ale spotkanie było niespodziewane i cieszyliśmy się z ich widoku.
Radość była znacznie większa, gdy 2 kilometry dalej spotkaliśmy kolejnego łosia stojącego niemal przy samej drodze. Tym razem byk.
Szybki strzał przez okno nim zaczął oddalać się pospiesznie od nas. Przystanął na skraju lasu i długo się nam przyglądał.
Gdy zniknął i już mieliśmy wsiadać do samochodu zobaczyliśmy, że po drugiej stronie drogi przygląda się nam drugi byk.
Niespiesznie zaczął nas okrążać zachowując bezpieczny dystans do nas, co jakiś czas przystając i przyglądając się nam.
Zrobił spory krąg by przejść przez drogę, zatoczyć dalszą część koła i przypuszczalnie dołączyć do towarzysza, którego przepłoszyliśmy chwilę wcześniej.
My ruszyliśmy dalej, do sarnowego lasu. Ale wyczerpaliśmy chyba dawkę szczęścia tego poranka, bo żadnej kolejnej wartej pokazania zwierzyny nie spotkaliśmy.
Tak czy inaczej to był bardzo udany poranek, i życzyłbym sobie więcej takich ;)
Wrzucałem już jakiś czas temu wschód słońca z tego dnia z okolic Rutki-Tartak.
Dziś dalszy ciąg – zrobiliśmy z Waldkiem objazdówkę po Espeku i ulubionych okolicach.
Wyszły klasyki z całkiem klasycznych miejsc.
Dziś 4 kadry z początku października, gdy wybraliśmy się z Nonką na objazd Espeku i okolic, żeby sprawdzić czy jesień się już zaczęła.
Było stanowczo za wcześnie na typowe, ładne jesienne kadry, ale coś tam przywiozłem, pro forma.
Ostatnie komentarze