Jesień, podobnie jak lato, nie rozpieszczała nas w tym roku światłem. Tegoroczna będzie mi się kojarzyć z chmurami i deszczem. Chwile ze słońcem były nieliczne, dlatego ciężko mówić, że mieliśmy w tym roku przysłowiową polską złotą jesień. Te rzadkie3 chwile ze słońcem trzeba było intensywnie wykorzystywać, aby złapać kilka kadrów aparatem. Za dużo w tym roku ich nie było, a te poniżej to zapewne ostatnie tegoroczne z kolorami jesiennymi na drzewach. Deszcz i wiatr za oknem oraz prognozy na najbliższe dni utwierdzają mnie w tym, niestety. Wprawdzie mam jeszcze kilka niewywołanych kadrów z tej jesieni, ale nie wiem czy wyjdzie z tego jakiś sensowny wpis. Dlatego trzeba się cieszyć tym co było i jest, a dodatkowo mieć nadzieję, że w takim razie może zima będzie wyjątkowo fotogeniczna ;) Zresztą kilka pomysłów na fotografowanie w domowym zaciszu też mam, żeby doczekać do tych zimowych kadrów.
Dziś druga część pomemłanych kadrów z Czarnej Hańczy. Trzeciej części nie będzie, żeby Was nie zanudzać. Będą kolejne pomemłane zdjęcia w przyszłości mam nadzieję, ale to już po kolejnym pomemłanym plenerze.
Od dawna Noka suszył mi głowę (to nawet pasujące do sytuacji stwierdzenie), żeby wybrać się na „memłanie”. Prawdopodobnie dlatego, że ciągle w głowie miał moje kadry sprzed wielu lat zrobione w Czarnej Hańczy, zazdrośnik ;) Aczkolwiek upierał się przy memłaniu w innej rzece, na co ja nie miałem ochoty. Korzystając jednak z wczorajszej pochmurnej pogody postanowiłem wyciągnąć go jednak w gumowcach z domu. I skoro ja byłem inicjatorem to również ja wybrałem rzekę i miejsce – Czarną Hańczę. Nasza najbardziej popularna rzeka nie jest wprawdzie górskim potokiem, ale można w jej nurcie znaleźć takie miejsca i elementy, które można ciekawie sfotografować. Spędziliśmy więc kilka godzin brodząc po kostki w błocie wzdłuż jej brzegów i prawie po kolana w samej rzece (pomimo wysokich „oficerek” nie dało się uniknąć nabrania wody do butów, czy nawet… kieszeni kurtki ;) Ale nawet pomimo tych wszystkich przeciwności to było bardzo produktywnie spędzone kilka godzin. I na pewno nie ostatnie w tym miejscu i w tej rzece ;) Kadrów zrobiłem sporo (dość powiedzieć, że dwie baterie mi padły) i tak się rozpędziłem w ich obróce, że jest ich za dużo na jeden wpis. Dlatego muszę je podzielić, a kolejna porcja pomemłanych kadrów będzie w którymś z kolejnych wpisów.
W poprzednim wpisie pokazałem kilka kadrów z niedzielnej przejażdżki po Suwalszczyźnie, a dziś będzie kilka kadrów z dnia następnego. Jak wspomniałem we wpisie niedzielnym staram się ostatnio wykorzystać każdą słoneczną pogodę do wypadu w plener i tym razem też tak było. Wprawdzie było mało czasu do zachodu i wyjazd był na szybko, ale przejechaliśmy się po SPK-u zanim słońce schowało się za horyzontem.
Kolejna obiecana porcja zdjęć z mojej niedawnej wizyty na górze Cisowej o wschodzie słońca.
Opis był w pierwszej części, więc dziś tylko zdjęcia.
Ostatnie komentarze