Prawie dwa tygodnie temu wybraliśmy się w sobotę z Noką nad Wigry.
Waldek nie mógł pojechać z nami, więc mógł wyspać się w cieple, natomiast my ruszyliśmy w plener przed świtem,choć termometr w samochodzie dobijał do minus 20 stopni, a lodowaty wiatr mocno smagał nam twarze.
Nie zraziliśmy się tym jednak, i widząc na niebie „patelnię” uznaliśmy, że Wigry będą odpowiedniejszym
miejscem na powitanie słońca niż Suwalski Park Krajobrazowy.
Pojechaliśmy do Starego Folwarku, ale uznaliśmy, że fajnych kadrów bez chmur na niebie tam nie zrobimy.
Szybka decyzja – idziemy na mostek (między Starym Folwarkiem a Cimochowizną).
Decyzja okazała się słuszna, choć trudna w wykonaniu – w pewnym momencie szliśmy po kolana
w śniegu – dosłownie, a do niskich gości przecież się nie zaliczamy. Do tego ten wiatr…
Ale już na mostku, gdy słońce zaczęło się wychylać nad horyzontem, wiedzieliśmy, że zrobiliśmy dobrze.
Kilka kadrów i zapada decyzja – idziemy dalej, do Cimochowizny.
Gdy tam docieramy słońce jest już trochę nad horyzontem, ale to nawet lepiej – Wigry parują i zamarzają jednocześnie.
Przy łódkach spotykamy trzech dżentelmenów – dwóch Sudawców – Huberta i Miłosza oraz Wojciecha Misiukiewicza.
Im też nie straszny mróz i wiedzą doskonale, że im trudniejsze warunki, tym ciekawiej i kadry lepsze.
Zresztą ich relację z tego poranka możecie zobaczyć na ich blogu.
Ostatecznie lądujemy zwyczajowo koło ulubionego pomostu i dość długo eksplorujemy jego okolice.
Oczywiście do momentu, gdy pada bateria w aparacie Noki i wtedy wiedzieliśmy, że czas się zbierać.
Oczywiście, pieszo do Starego Folwarku, oczywiście, po kolana w śniegu momentami… ;)
Ale warto było… ;)
Jako bonus robi dziś ten kadr…
Backstage też się znalazł…
Cóż, dla fajnego kadru można i przy -20 stopniach poleżeć na śniegu ;)
Foto: Noka.