Myśliwi pozdrawiają się słowami „darz bór”. I choć nie jestem myśliwym, to jednak mi również bór dziś darzył ;) Wschód podobnie jak w poprzedni weekend zapowiadał się patelniowy, więc zdecydowałem się go odpuścić. Konkretnie jego fotografowanie, pojechałem od razu, jeszcze przed wschodem do sarnowego lasu. Chciałem sprawdzić jak się tam sprawy mają w okolicach świtu, bo zwykle docieraliśmy tam sporo po wschodzie. I byłem mile zaskoczony – na śródleśnym polu jeden duży rudel i kilka małych – łącznie koło 20 saren na polu. Niestety było to jeszcze przed wschodem, w lesie, więc marnie ze światłem, ale jakieś zdjęcia są. Słońce niedługo wyszło, więc zrobiłem długi spacer po lesie licząc na spotkanie kolejnych saren. Spotkałem jeszcze kilka, pokażę je w którymś z kolejnych wpisów. Aha, żurawie też widziałem, pokażę we wpisie razem z sarnami. Ale już teraz można powiedzieć: wiosna przyszła ;) Dziś postanowiłem pochwalić się spotkanym na skraju sarnowego lasu rudzielcem. Przyszedł do mnie z daleka, pewnie z 200 metrów, i podszedł naprawdę blisko, na jakieś 10-12 metrów. Myślę, że jeszcze kiedyś się wybiorę w tamto miejsce, żeby znów spotkać tę przecherę ;)
Sznurował z daleka wprost na mnie…
Co jakiś czas przystawał i przyglądał się…
Był coraz bliżej, a u mnie adrenalina była coraz większa: ucieknie czy podejdzie jeszcze bliżej…?
Marzył pewnie o jakimś smacznym śniadaniu… ;)
A zastał tylko mnie, chyba się rozczarował ;) Pełny kadr, 600 mm, podobnie jak wyżej.
Odszedł zdegustowany, i chyba nie mógł się pogodzić, że zamiast śniadania spotkał tylko mnie.
Odwracał się na pożegnanie jakby nadal rozważając czy tego wielkiego w moro nie da się jednak zjeść ;)
Pomachał kitą na pożegnanie i posznurował w las.