Zwierza kupa, ale fotograf dupa? Coś w tym jest.
Ale można też powiedzieć, że nie miałem dziś szczęścia do zdjęć.
W plener kompletnie nie miałem zamiaru jechać, prognozy zapowiadały pełne zachmurzenie.
Ale obudziłem się po 6 rano, spojrzałem w okno i uznałem, że jest jakiś cień szansy na światło.
Pojechałem nad Wigry, ale niebo zaciągnęło się całkowicie i ze wschodu słońca nici.
Za to zwierzyny widziałem od metra, tylko sfocić mi się jej nie udawało.
A to sarny były szybsze, a to wybiegały w miejscach, gdzie się ich nie spodziewałem.
Jelenie widziałem w trzech miejscach, również bez kadrów – tym razem AF zawiódł.
Dopiero w Kruszniku udało mi się spotkać chmarę, którą widziałem kilka miesięcy temu.
Niestety stały daleko, było szaro i mgliście. Jako bonus pokazuję je na końcu.
Dopiero w okolicach sarnowego lasu udało mi się spotkać sarny, które chciały zapozować.
Kozy w potomstwem to przyjemny widok i wdzięczny temat fotograficzny.
A pole koniczyny i drugi plon rzepaku mogą śmiało udawać wiosnę ;)
I jelenie w bonusie…