Odwiedziłem dziś znajomych w Sidorach koło Raczek. Popołudnie zaczęło się pechowo, bo zapomniałem wziąć z domu IRenkowego filtra, a miałem nadzieję na ładne IRenki w Dowspudzie. Liczyłem, że chociaż zachód słońca będzie ładny i z Maćkiem go pofocimy. Niestety, co innego dane mi dziś było focić. Nad okolicą rozpętała się potężna nawałnica, ścianę wody padającą pod każdym możliwym kątem przecinały co chwila błyskawice i grzmoty. Gdy ucichło na horyzoncie zobaczyliśmy nad lasem dym. Z niepokojem wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy zobaczyć co się stało…
Za lasem, we wsi Wólka, zobaczyliśmy szalejący żywioł… Najgorszy jednak nie był sam pożar, który zdążył już strawić stodołę i cześć chlewni. Najgorsza była ludzka bezsilność… Bo co można zrobić, jak ugasić szalejący pożar, nie mając wody… Strażacy dopiero zaczynali ją dowozić…
Gdy odchodziliśmy stamtąd dowieziono wodę do gaszenia…
Zwierzęta, niestety nie wszystkie, udało się wygonić z chlewa. Schroniły się tuż obok, w sadzie…