Miałem kontynuować pokazywanie zdjęć z Prypeci, ale postanowiłem na chwilę oderwać się od tego tematu i pokazać parę kadrów z Kijowa. Kadry te miałem pokazać później, przy okazji oprowadzania Was po Kijowie, ale zrobię to teraz. Wszystko za sprawą wczorajszego wyroku ukraińskiego sądu na Julii Tymoszenko – byłej premier Ukrainy.
Otóż już podczas naszej wizyty w Kijowie na Chreszczatyku działało miasteczko namiotowe zwolenników Julii protestujących przeciwko jej procesowi.
Tuż obok, na tym samych chodniku Chreszczatyku działało „miasteczko” przeciwników Tymoszenko nawołujących do osądzenia jej.
Nie znam języka ukraińskiego, ale łatwo było się zorientować o czym były mowy wygłaszane z megafonów i płynące z głośników ustawionych przy tych protestujących obozach. Ich retoryka była jasna nawet dla nas.
Ukraińcy mijający ten specyficzny „spektakl” zdawali się nie zwracać nawet na niego uwagi, pewnie oswoili się z sytuacją, te obozy funkcjonowały tam pewnie już jakiś czas. Dla nas była to swego rodzaju atrakcja Kijowa, raczej nie spotykana w Polsce, może poza oszołomami spod Pałacu Prezydenckiego :) Podobnie jak w Polsce pod pałacem, najmniej wdzięczną funkcję miała policja, która całą dobę pilnowała obu obozów, pewnie po to, by nie doszło do żadnych rozruchów. Postanowiliśmy podejść bliżej, zobaczyć, dotknąć.
Obóz zwolenników Julii Tymoszenko wyglądał tak:
Jak widać można było wejść w to swoistą namiotową aleję, podejść do ludzi, porozmawiać z nimi, poczytać hasła i argumenty przeciwko procesowi byłej pani premier.
Z zaciekawieniem obejrzałem też „obóz” przeciwników Julii. Z przeciwnej strony ulicy widać było tylko czarno – niebiesko – czerwone flagi, transparenty, hasła. Z głośników jakiś donośny głos męski wygłaszał mowy, które kojarzyły się z minioną u nas epoką, tyle, że z przewagą tonów oskarżycielskich. Ciarki od takiego słuchania same chodziły po plecach. Tyle, że mowy te wyraźnie leciały z playbacku… a mowy wygłaszane z obozu zwolenników Julii na pewno były na żywo, wygłaszane na bieżąco, spontanicznie, tu i teraz. To było słychać. Oba obozy między głoszonymi mowami i hasłami transmitowały różne piosenki i pieśni – obóz przeciwników Julii wyraźnie gustował w nutach patetycznych, pewnie patriotycznych – dla mnie brzmiących tak, jakby były żywcem wyjęte z archiwów fonograficznych ZSRR.
Postanowiliśmy zobaczyć również jak wygląda ten mroczny i posępny obóz. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że z każdej strony otacza go ten płot z hasłami, zrobiony z mało przezroczystego materiału. A wejścia do tego obozu nie było żadnego. Obok tego płotu stało zaparkowanych na chodniku kilka luksusowych limuzyn i terenówek w kolorze czarnym, łącznie z szybami. Skojarzyły mi się jednoznacznie. Ciekawe, prawda? ;)
Ale ciekawość wzięła górę, dosłownie :) Ręka z aparatem w górę, strzał, i nagle czuję, że ktoś ciągnie moją rękę z aparatem w dół. Odwracam się, a to jakiś „ochroniarz” tego płotu mówi coś zdenerwowany po ukraińsku i wymachuje rękami. Zrozumiałem, mam nie fotografować tego co za płotem. Odchodzimy.
Co zatem do jasnej cholery za tym płotem było? Odchodzę i sprawdzam co zrobiłem aparatem na wyciągniętej ręce. Otóż takie coś…
Wam też ciśnie się na usta powiedzenie: pic na wodę, fotomontaż?
W zasadzie teraz powinienem zakończyć ten wpis, mając nadzieję, że doszliście do podobnych wniosków co ja, widząc to, co się tam dzieje i czytając mój opis do tych kadrów.
Zresztą nawet bez moich zdjęć dostrzegła to, nie tylko cała Europa, ale i sojusznik Janukowycza – sam car Putin.
Dla mnie sprawa jest jednoznaczna i prosta. Oczywiście jak wiemy od wczoraj z przykrymi konsekwencjami dla Julii Tymoszenko.
Wybaczcie przydługi tekst i słabe zdjęcia. Ale musiałem :)
Jako bonus do tego wpisu mój filmik nagrany komórką w tym miejscu, o którym piszę. Darujcie trzęsącą się rękę :)