Ruszyliśmy dziś z Noką w las. Plan był taki, żeby z aparatami połazić po lesie licząc na spotkanie zwierzyny.
Zrobiliśmy objazd wokół Wigier, później spacer w poszukiwaniu zwierzyny.
Tropów widzieliśmy sporo, niestety z podchodu nic nie spotkaliśmy.
Znacznie lepiej poszło nam jednak z objazdu – były 3 lisy, sarny i jelenie.
Pomijając wypychanie auta ze śniegu, podczas którego ucierpiały moje żebra to był udany wyjazd.
Przede wszystkim dlatego, że znaleźliśmy „jeleniowy las” – będziemy z pewnością częściej go odwiedzać, bo zwierzyny w nim mnóstwo.
Dziś spotkaliśmy w tym lesie sporą chmarę jeleni, i to dwa razy, chyba tę samą, bo w niewielkiej odległości w pewnym odstępie czasu.
Niestety lisy za specjalnie nie chciały współpracować, a sarany tak nas zaskoczyły, że stały za blisko drogi ;)
W założeniach na dzisiejszy wyjazd był jeszcze łoś, ale tego niestety nie spotkaliśmy.
Najpierw spotkaliśmy chmarę złożoną z kilkunastu jeleni…
…a później, możliwe, że tą samą chmarę, tylko już całą, bo liczyła prawie 40 sztuk.
Na zdjęciach tego nie widać, by były rozdzielone na kilka grupek, a część stała wśród drzew.
Sarny w Rosochatym Rogu nas zaskoczyły – były za blisko drogi, nie zmieściły się w kadrze a chwilę później momentalnie uciekły.
Jako bonus lis z Sobolewa, ale był daleko i nie za bardzo chciał z nami współpracować – szybko uciekł.
W niedzielę wybraliśmy się z Waldkiem na wschód.
Wprawdzie miała być patelnia, i praktycznie była, ale postanowiliśmy zacząć od Wigier.
Klasycznie w maju najbardziej pasuje nam Cimochowizna.
Wschód był patelniowy, ale lekka kreska chmur nad horyzontem trochę uratowała ten wschód.
Potem wybraliśmy się na objazd SPK-u i okolic, ale raczej szukając zwierzyny niż polując na kadry krajobrazowe.
Na niebie nie było najmniejszej chmury, więc te kadry krajobrazowe i tak nie powalały.
Zwierzyna też słabo tego poranka dopisała.
Ale coś tam przywiozłem, dokumentacyjnie, z miłym akcentem na sam koniec.
Tę sarnę już pokazywałem, w tym samym miejscu stała.
Zając w Sobolewie.
Żuraw w Sobolewie.
Czajka, niestety trochę za daleko.
A na koniec w sarnowym lesie spotkaliśmy takiego rudzielca ;)
Korzystając z urlopu postanowiłem pojechać o wschodzie w plener.
Ledwo wstałem, ciężko było, ale perspektywa poranka w plenerze mnie zmobilizowała.
Prognozy były czysto patelniowe, więc nastawiłem się na szukanie zwierzyny od świtu.
Jednak przed świtem z północnego-wschodu przyszły chmury.
Już myślałem, że będzie kompletnie po wschodzie, brak światła, gdy okazało się, że słońce przebija się przez te chmury.
Szybka decyzja i pojechałem do Cimochowizny. Było naprawdę ładnie.
Wracając z Cimochowizny spotkałem sarnę. Widziałem ją już jadąc na wschód, ale było jeszcze zbyt ciemno.
Na szczęście była wciąż w tym samym miejscu. Doskonale widać jak sarny obecnie zrzucają zimową sierść. Teraz będą brązowe.
Ale zanim pozbędą się zimowej sierści wyglądają dziwnie, żeby nie powiedzieć zabawnie ;)
Potem pojechałem na „łosiowe miejsce”, i pomimo 3 spotkanych saren udało mi się sfocić tylko tego jeżyka.
Nawet trochę mnie przestraszył, bo nie wiedziałem cóż to się szamoce w liściach.
Potem się ucieszyłem, że to jeż, nie uciekał, obserwował mnie. Zanuciłem pod nosem „Domowe przedszkole” i zmieniłem miejscówkę ;)
Postanowiłem spróbować szczęścia w „sarnim lesie”.
Jednak saren było jak na lekarstwo, jedynie samotny koziołek, nawet nie ma co pokazać.
Postanowiłem przejść się drogą wzdłuż lasu i poobserwować pobliskie pola.
Przeczucie mnie nie zawiodło, tylko ja zawiodłem.
Choć lisiura miał wielką ochotę podejść bliżej mnie, to dałem ciała i pozwoliłem się zobaczyć i poczuć.
Lis zwiał i nie znalazłem już go pomimo długich poszukiwań. Ale ja tam jeszcze wrócę ;)
Myśliwi pozdrawiają się słowami „darz bór”. I choć nie jestem myśliwym, to jednak mi również bór dziś darzył ;) Wschód podobnie jak w poprzedni weekend zapowiadał się patelniowy, więc zdecydowałem się go odpuścić. Konkretnie jego fotografowanie, pojechałem od razu, jeszcze przed wschodem do sarnowego lasu. Chciałem sprawdzić jak się tam sprawy mają w okolicach świtu, bo zwykle docieraliśmy tam sporo po wschodzie. I byłem mile zaskoczony – na śródleśnym polu jeden duży rudel i kilka małych – łącznie koło 20 saren na polu. Niestety było to jeszcze przed wschodem, w lesie, więc marnie ze światłem, ale jakieś zdjęcia są. Słońce niedługo wyszło, więc zrobiłem długi spacer po lesie licząc na spotkanie kolejnych saren. Spotkałem jeszcze kilka, pokażę je w którymś z kolejnych wpisów. Aha, żurawie też widziałem, pokażę we wpisie razem z sarnami. Ale już teraz można powiedzieć: wiosna przyszła ;) Dziś postanowiłem pochwalić się spotkanym na skraju sarnowego lasu rudzielcem. Przyszedł do mnie z daleka, pewnie z 200 metrów, i podszedł naprawdę blisko, na jakieś 10-12 metrów. Myślę, że jeszcze kiedyś się wybiorę w tamto miejsce, żeby znów spotkać tę przecherę ;)
Sznurował z daleka wprost na mnie…
Co jakiś czas przystawał i przyglądał się…
Był coraz bliżej, a u mnie adrenalina była coraz większa: ucieknie czy podejdzie jeszcze bliżej…?
Marzył pewnie o jakimś smacznym śniadaniu… ;)
A zastał tylko mnie, chyba się rozczarował ;) Pełny kadr, 600 mm, podobnie jak wyżej.
Odszedł zdegustowany, i chyba nie mógł się pogodzić, że zamiast śniadania spotkał tylko mnie.
Odwracał się na pożegnanie jakby nadal rozważając czy tego wielkiego w moro nie da się jednak zjeść ;)
Pomachał kitą na pożegnanie i posznurował w las.
Jeszcze jedna porcja zdjęć znad Biebrzy.
Tym razem żurawie i przypadkowy mocno lis, a w bonusie jakże nielubiane bw ;)
Żeby nie było, ten kadr poniżej też jest z żurawiami ;)
I 2 bonusy bw.
Ostatnie komentarze